​​​​​​​

​​​​​​​

© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.

Przycisk

Światłowid

Bóg internetu

07 sierpnia 2023

01. Bóg internetu

Zapewne słyszałeś o epickich amerykańskich imprezach. A raczej widziałeś je w filmach. Twoi starzy wyjeżdżają na weekend i masz wolną chatę. Zapraszasz sto osób, przychodzi dwieście, alkohol leje się strumieniami, czerwone kubki walają się wszędzie. Ludzie skaczą z dachu do basenu (masz bogatych starych) i sikają na trawnik. Tańczą, drą się, biją, ruchają, rzygają, ćpają i tak dalej. Czasem robiąc kilka tych czynności jednocześnie. Prawdopodobnie również wiesz, że takie imprezy nie istnieją.

Ale...

Łup! Łup! Łup! Klepc, klepc, klepc! Łup! Łup! Łup! Klepc, klepc, klepc!

Siedzę w samochodzie przed domem opanowanym przez kilkaset wrzeszczących i tańczących młodych osób. Szyby mojego samochodu poruszają się tak samo, jak membrana wielkich głośników ustawionych na dachu garażu. Klientka nalegała na dzisiaj wieczór i powiedziała, że jej starszy syn będzie się uczył sam w domu i pokaże co i jak. Więc to na pewno tutaj.

Wysiadam i targam narzędzia w stronę domu. Mijam pijaną młodzież z pierwszej linii - to ci co sikają na trawnik. 

- Patrzcie, przyszedł naprawić pralkę! Szybki jest! – rzucił ktoś w moją stronę.

Olewam ich i idę dalej bo i tak się od nich niczego nie dowiem. Muszę znaleźć kogoś, kto wygląda na ogarniętego. 

Dosyć duży basen jest wypełniony śmieciami. Kilka osób pływa lub dryfuje, a następni doskakują ze wszystkich stron na raz. 

Jeb! Właśnie ktoś skoczył z dachu domu, opryskując wodą najbliżej stojących i powodując nową falę wrzasków wśród najbardziej zaskoczonych. 

Jest tutaj tyle ludzi, że nikt specjalnie nie zwraca na mnie uwagi. Zbliżam się do budynku i mijam pralkę wbitą w klomb róży. Z okna na drugim piętrze kilka osób wciąż gratuluje sobie świetnego rzutu. 

- Widziałeś moje okulary? – zagaduje ledwo stojący na nogach rudy ziomek w czerwonej koszuli w kratę i w okularach.

- Nie – odpowiadam i nie zwalniam, kierując się w stronę wejścia.

Staję w otwartych na oścież drzwiach i próbuję znaleźć wzrokiem kogoś trzeźwego. Zwracam się do dredziarza, który stoi spokojnie przy ścianie.

- Gdzie jest właściciel tego domu?

- Sssss. – odpowiada.

- Co? 

- Trzymaj ssssię poręczy.

- Kurwa. 

- Sssssuper impreza.

- Już nic.

- A ty?

Chyba jest już zjarany. Jakaś dziewczyna wpada na mnie i rozgniata czerwony kubeczek z resztką piwa na mojej koszulce. Nie zwraca na mnie uwagi, tylko odskakuje i już z powrotem okłada się ze swoją przeciwniczką. Dwie inne dziewczyny próbują je rozdzielić, ale po chwili zaczynają się bić między sobą i teraz to te dwie pierwsze laski rozdzielają swoje koleżanki. 

- Cześć! Ty od internetu? Spóźniłeś się dziesięć minut. To mój dom, a raczej moich rodziców – przekrzykując muzykę zakomunikował czarnowłosy chłopak. Miał na sobie pomarańczową koszulkę i czapkę z daszkiem. Jednym ramieniem obejmował dziewczynę. – Wszystko  w porządku?

- To ja powinienem zadać to pytanie – odpowiedziałem. – Chyba nad tym nie panujesz.

- E tam, wydaje ci się - odpowiedział. – Ważne, że ludziom się podoba. Chodź za mną na górę, tam jest spokojniej.

Poszedłem za typkiem i jego laską. Przeciskaliśmy się między tańczącymi ludźmi, więc co chwilę ktoś na nas wpadał. Na schodach nie było lepiej, w dodatku kleiły się one do butów.

- Idź lewą stroną, ktoś tutaj coś rozlał! – krzyknął chłopak.

Na górze było nieco luźniej, coś jak na Wielkim Bazarze w Stambule w godzinach szczytu. Weszliśmy do pomieszczenia technicznego, w którym sześć osób zaczynało grać w szachy. Trzech na trzech. Generalnie musieli grać w to po raz pierwszy, bo obie strony miały zarówno czarne jak i białe figury i nie za bardzo wiedzieli co dalej. 

- Ej, pizza przyjechała! – krzyknął właściciel i cała szóstka wybiegła zderzając się ze sobą. – No dobra, to jest tutaj. Wiesz co z tym zrobić? 

- Wiem, potrzebuję tylko spokoju – odparłem.

- Ach, to jedyna rzecz, której nie mogę ci zapewnić. Ale wierzę, że dasz radę. Gdybyś miał jakiś problem to pytaj o Nicolasa – powiedział chłopak i się zmył.

Jebać go, zrobię swoje i nara. Zamykam drzwi i zajmuję się pracą. Już po dwóch minutach do środka wparowuje imprezowicz.

- Sieeema! Podobno instalujesz tutaj jakiegoś Windowsa. Przyniosłem ci coś do picia, to jest wódka – zagaił i położył na podłodze kubek, rozlewając trochę z tego co było w środku.

- Eh, tak. Windowsa ze wszystkimi Linuxami, mam to na czternastu płytkach – odpowiedziałem nie odrywając się od pracy.

- Super. Ile ci to zajmie?

- Tyle samo ile zajęło mi stworzenie świata. 

- O, to pewnie trwało kilka lat?

- Nie, siedem dni. A tak na prawdę sześć, ale wziąłem kasę za siedem. Nie mów nikomu – zażartowałem poważnym tonem.

- Epicko.

- Wiesz co, musisz już spadać bo cię wołają na dole.

- Naprawdę? Dzięki za info – wyszedł.

Nie mogę znaleźć niczego czym dałoby się zastawić drzwi, więc pewnie za kilka minu... Jeb! Coś najpierw uderzyło w drzwi a później wpadło do środka. 

- Chodź, tutaj prawie nikogo nie ma – stwierdził jakiś koleś po szybkim rekonesansie i wciągnął za sobą zgrabną dziewczynę o blond włosach. Zaczęli się całować. – Ziomek, będzie ci przeszkadzać jeśli się tu...?

- Tak, wypad – odpowiedziałem.

- Ale...

- Wypad.

- Chyba będę rzygać – nagle odezwała się dziewczyna i wybiegła na korytarz.

- Kurwa, znowu – powiedział chłopak i wyszedł za nią.

Sporo się tutaj dzieje, nie powiem. Gdy już skończę, to też się trochę rozerwę. Może zagadam jeszcze raz do dredziarza. Od dłuższej chwili nikt nie wchodzi, więc zrobiło się trochę smutno samemu.  Wszystkie ruchy, które wykonuję, mam zapisane w pamięci mięśniowej. Zbyt długo już w tym siedzę, żebym musiał się zastanawiać co i jak mam robić. Kilka sekund wystarcza, aby znaleźć najlepsze rozwiązanie. Zawsze i wszędzie.

Wtem ktoś cicho zapukał i drzwi uchyliły się. Zobaczyłem najpierw burzę rudych włosów, a później drobną resztę ich właścicielki. 

- Cześć, jestem Aneta – powiedziała dziewczyna.

- Okej? – rozpocząłem  nieufnie.

- Podobno stworzyłeś świat w sześć dni.

- W siedem – poprawiłem. Widzę, że mój żart niesie się po domu. 

- Nie mniej imponujące. – uśmiechnęła  się i wślizgnęła w głąb pokoju. – Nie chcę ci przeszkadzać, bo pewnie jesteś zajęty, ale trochę mnie już zmęczyła ta impreza. To jest jedyne miejsce, gdzie jest spokojnie.

- Nie mam nic przeciwko temu, żebyś tu posiedziała, jeśli nie będziesz dotykać moich narzędzi – powiedziałem.

Była naprawdę ładna, taka jakby idealna. Czerwone jak krew usta i duże, zielone oczy perfekcyjnie współgrały z cieniutkimi brwiami i niewielkim nosem. Miała na sobie zieloną sukienkę i zielone trampki. 

- Oprę się o drzwi i zaprę nogami o tą ściankę, żeby nikt nie przeszkadzał ci w pracy. – powiedziała, siadając na podłodze. – Jak myślisz, ile ci to jeszcze zajmie?

- Dlaczego pytasz? – odpowiedziałem. 

- No wiesz, późno jest. Cała impreza cię ominie. 

- Nie sądzę. Jest tutaj tyle osób, że impreza pewnie potrwa do rana. 

- O, szachy! Zagramy? – zaczęła rozstawiać figury. Jej entuzjazm i optymizm były zaraźliwe i trudno by było odmówić.

- Okej.

Nie przerywając pracy odpowiadałem na ataki jej figur i pionków. Od razu zauważyłem, że łatwo nie będzie. Co jakiś czas ktoś uderzał w drzwi, ale generalnie był spokój.

- Chodzisz do tej samej szkoły co Nicolas? – zapytałem i zbiłem jej pionka.

- Nicolas? A, nie. Jestem koleżanką jego koleżanki. Znalazłam się tutaj przypadkiem – odpowiedziała wpatrując się w szachownicę. - Szach.

- Dom będzie jutro wyglądał jak pobojowisko – stwierdziłem zasłaniając się damą.

- Taak, całe szczęście, że nie my będziemy to sprzątać – zaśmiała się i pozbawiła mnie gońca. – często robisz instalacje w czasie imprez?

- Tak, ale pierwszy raz gram na imprezie w szachy. 

- Haha, ja też. Szach mat! – krzyknęła klaszcząc w dłonie.

- Fuck. Dobra jesteś.

- Zagramy jeszcze raz? – zapytała.

- Jasne.

Rozstawiliśmy swoje figury i rozpoczęliśmy drugą partię. 

- To musi być interesujące odwiedzać tyle nowych miejsc, rozmawiać z różnymi ludźmi. Pamiętasz wszystkie swoje instalacje? Domy, klientów i to o czym z nimi rozmawiałeś? – zapytała.

- To by było niemożliwe pamiętać je wszystkie. Ale myślę, że pamiętam całkiem sporo. 

- A ile instalacji już zrobiłeś?

- Nie wiem, bardzo dużo. – odparłem, zastanawiając  się dlaczego w zasadzie tego nie liczę – Szach.

- Jak to jest z tym internetem? Jak on działa? – zapytała się zbijając mi konia.

- Skąd takie pytanie? Po prostu działa. Szach – odpowiedziałem.

- Zawsze? – spojrzała mi w oczy.

- Tak, nigdy nie miałem problemów. Szach. Najzwyczajniej mam farta – dodałem.

- Mhm. To był błąd, szach mat! Haha! – ucieszyła się jak dziecko.

- Miałem wrażenie, że dajesz mi fory.

- No coś ty, dobrze grasz. Wiesz co, pójdę zobaczyć co u mojej koleżanki. 

- Spoko, ja za niedługo kończę.

- To widzimy się gdzieś na dole – powiedziała i wyszła.

Skończyłem chwilę później, pozbierałem narzędzia i dobrze je ukryłem. Hmm, pograłbym z nią jeszcze w te szachy, albo w coś innego. No nic, idę do dreda, który pewnie nadal jest przyklejony do ściany i może później ją gdzieś znajdę.

W domu było już nieco luźniej, coś jak na promocji karpia w Lidlu. Dreda nie ma. Karpia też.

Kręcę się to tu, to tam i gadam z różnymi osobami. Dopinguję zawodników w walce na plastikowe miecze, biorę udział w warsztatach malowania twarzy ludzi, którzy zaliczyli zgona oraz sprawiam wrażenie zainteresowanego dziesięciominutowym monologiem jakiegoś kujona o nadprzewodnikach. 

Ale nie spotykam ani Anety, ani gospodarza, ani dreda. O trzeciej w nocy, trochę niespełniony, pakuję narzędzia do auta i jadę do domu. 


- Ładnie ci w zielonym – powiedział mężczyzna siedzący w obrotowym fotelu, uśmiechając się szyderczo.

- Daj spokój – odpowiedziała kobieta spuszczając skromnie wzrok i za pomocą jednego gestu ręką zmieniła swoje ubranie z zielonej sukienki na czarny płaszcz. 

- I czego się dowiedziałaś? – zapytał, bawiąc się siwą brodą. Na głowie miał kaptur i w półmroku panującym w pomieszczeniu widać było tylko połowę jego twarzy. 

- Tak jak podejrzewaliśmy.

- To znaczy?

- On niczego nie wie, a przynajmniej nie jest świadomy ani tego kim jest, ani tego jak to robi. Był szczery, wyczułabym gdyby było inaczej. 

- Hmm – mężczyzna zamyślił się. – musimy go chronić. Koniec końców, chociaż najmłodszy, to jest jednym z nas. A odkąd okazało się, że prawdopodobnie istnieje, to co raz więcej ludzi zaczyna go szukać. Od rządów największych mocarstw zaczynając i na hakerach kończąc.

- Raczej nie będzie im łatwo go znaleźć. On jest, hmm, normalny – powiedziała kobieta głaszcząc sowę, która siedziała na biurku. – Byłaś grzeczna?

- Nie była, następnym razem weź ją ze sobą. Latała cały czas po pokoju – powiedział mężczyzna.

- Po to ma skrzydła, żeby latać – odparła na to kobieta.

- Musimy dać znać innym, że go znaleźliśmy – wrócił do tematu.

- Jak go przedstawimy? 

- Po prostu bóg internetu.

- Światłowid brzmi lepiej – stwierdziła kobieta.

- Chyba żartujesz, bogowie słowiańscy by nas za to zjedli...

Artykuły z tej kategorii

11 listopada 2023
Puszcza
22 września 2023
Norwegia
07 sierpnia 2023
Zapewne

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ty też bez problemu stworzysz stronę dla siebie. Zacznij już dzisiaj.