© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.
Światłowid
Bóg internetu
- Twoja!
- Chyba twoja!
- Wypierdalaj!
- Do widzenia!
Czasami pożegnania nie są łatwe i zajmują trochę czasu. Później tęsknisz, ale z czasem zapominasz i żyjesz dalej. Albo nie zapominasz, ale nie tęsknisz. No ale, jak zwykle nie ma czasu na rozpamiętywanie, pora na kolejny dom. Mijałem go już wielokrotnie i zawsze przyciągał mój wzrok. A to dlatego, że był otoczony drutem kolczastym. Po ogrodzie biegały dwa wielkie, czarne psy i bawiły się czymśm, co przypominało ludzką kukłę, a w rzeczywistości pewnie kukłą nie było.
Wczoraj wieczorem obejrzałem kilka gangsterskich filmów aby liznąć trochę slangu i wychwycić subtelny język ciała, którym klient może się posługiwać. Wyobrażam sobie, że kiwnie ledwo zauważalnie głową i będę (jakimś cudem) wiedział co robić. Tak jak na filmach. Chociaż pewnie zdarzają się pomyłki typu „miałeś go tylko nastraszyć a nie zabić! No ale szef kiwnął głową o tak! Właśnie, że nie tak, tylko tak!”.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk kukły uderzającej o kostkę, którą wyłożony był podjazd. Psy pojawiły się przy furtce o dwie sekundy szybciej niż było to napisane na tabliczce z ostrzeżeniem. Nacisnąłem przycisk dzwonka i czekałem grzecznie, pilnując, by ślina (prawdopodobnie wymieszana z krwią) z pysków rozszczekanych psów nie ubrudziła mi butów.
Po krótkiej chwili z głośnika umieszczonego nad furtką rozległą się muzyka. Psy uciekły za dom jak na rozkaz i furtka utworzyła się. Niepewnie stawiając kroki wszedłem na ogrodzony teren. Minąłem kukłę, nieśmiało na nią zerkając i stanąłem przed drzwiami. Te również otworzyły się same. Przekroczyłem próg i znalazłem się w wielkim holu. Po drugiej stronie stał mężczyzna w białym garniturze i kapeluszu tego samego koloru, a przy jego nodze warowały psy, które miałem przyjemność już poznać.
- Witam! – wykrzyczał mężczyzna, gdy tylko drzwi za mną zamknęły się. – Nazywam się Don Juan Alfa Ferrero Romeo. Możesz mówić mi po prostu Don Juanie. Z pewnością poznałeś już moje pieski: Bolek i Lolek. Oraz pana Mietka hydraulika, z którym się bawiły na zewnątrz.
- Pana Mietka? – wyjąkałem, starając się nie spoglądać na „pieski”. Coś podeszło mi do gardła i prawie się zesrałem.
- Haha, żartuję! – wybuchnął śmiechem mężczyzna. – Chciałem zobaczyć twoją minę. Jesteś blady jak ta ściana i założę się, że prawie się zesrałeś. Wejdź dalej, one nie gryzą. Przynajmniej nie bez rozkazu. Żart! Hahaha!
- Hehee... – odparłem cicho i podążyłem głębiej za Don Juanem i pieskami.
Don Juan był dosyć niski, miał około sześćdziesiątki. Roześmianą ciągle twarz zdobił malutki wąsik. Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia technicznego, które znajdowało się zaraz przy holu.
- Tutaj, wszystko jest przygotowane – wskazał na światłowód, który wystawał już z rurki w ścianie. – Musisz tylko zgrzać światłowód i uruchomić. Później podłącz te kable tak, jak są teraz. Co o tym myślisz?
- Wygląda okej, to nie zajmie dużo czasu.
- Dobrze! Hahaha! Tylko jedna sprawa: nie chodź po domu sam. Jeśli będziesz czegoś potrzebował to naciśnij ten guzik. Będę słyszał. I widział. – dodał poważnie i kiwnął ledwo zauważalnie głową patrząc mi w oczy. Odkiwnąłem na znak zrozumienia w ten sam sposób, w jaki ćwiczyłem w domu.
- Bolek, Lolek, do nogi. – odszedł z psami i zostałem sam na sam z robotą. Z oddali dobiegało jeszcze kilkukrotne „hahaha”, najwidoczniej miał dzisiaj naprawdę dobry humor.
„Na na na” nuciłem pod koniec pracy. Zapomniałem już o tym, że wcześniej prawie się zesrałem i zacząłem uważać się za prawą rękę szefa mafii. Pora zawołać bossa, wcisnąłem guzik. Po pięciu minutach zacząłem się niecierpliwić, a po dziesięciu postanowiłem wyjść do holu i trochę się rozejrzeć. Nic się nie dzieje, wcisnąłem guzik po raz n-ty. Kurdę, nie będę tu sterczał. Postanowiłem wejść dalej.
Na końcu korytarza widać było otwarte drzwi jakiegoś dużego pokoju, który zapewne był głównym salonem. Tam też zmierzałem, a raczej skradałem się, bo co raz mniej wierzyłem w to, że psy mnie polubiły. Nagle usłyszałem wyraźne „hahaha” i po chwili następne, jednak sporo cichsze „hahaha”.
Przekroczyłem próg pokoju i ujrzałem dwóch łysych mężczyzn ubranych na czarno, którzy stali nad Don Juanem. Mój szef siedział przy biurku i był związany! Dwóch typków na szczęście stało do mnie tyłem, więc mnie nie zobaczyli. Gdzie jest Bolek i Lolek? Aha, jedzą kiełbasę w drugim kącie pokoju. Rzuciły na mnie okiem i wróciły do mlaskania.
- Hahaha... – wychrypiał Don Juan podduszany przez łysego z lewej.
- Gadaj jakie jest hasło! Zmieniłeś je! – krzyknął łysy z lewej.
- Hahahchuj ci w dupę... – wychrypiał Don.
- Nie hahahuj mi tu stary złamasie tylko mów grzecznie, jak pytamy – odezwał się łysy z prawej. – Te, które są zapisane na biurku nie działają.
Fuck! Co robić? Zaraz go chyba zabiją. Mam przy sobie nóż ale jest tak tępy, że nie pamiętam nawet, z której strony było ostrze. Wtem Don dostrzegł mnie, nasze spojrzenia się spotkały. Kiwnął mi głową. Odkiwnąłem. Kucnąłem przy szufladach obok mnie i cichutko otworzyłem najwyższą. Wyciągnąłem z niej kałacha i jakąś puszkę, chyba gaz w sprayu. Typki nadal zawzięcie rozmawiali z Don Juanem o haśle.
- Jakie jest hasło?!
- Hahahchuj ci w dupę...
Zakradłem się bliżej, sekundy trwały wieczność. Muszę coś zrobić, bo w końcu usłyszą walenie mojego serca. Don Juan ukradkiem kiwnął mi głową.
- Hasło to: wypierdalać! – krzyknąłem, wycelowałem puszkę i mocno nacisnąłem spust. Nie trafiłem z trzech metrów.
- Co to za jeden?! – krzyknął któryś z łysych. – Łap go!
Zacząłem pryskać gazem dookoła na wszystkie strony. Kręciłem się w kółko, jakbym malował silos od środka. Psy zaczęły szczekać i rzuciły się na jednego z łysych. Po chwili był podobny do kukły leżącej przed domem. Drugi łysy dostał gazem i płakał pod moimi nogami. Ja pryskałem dalej wszędzie tam, gdzie coś się ruszało.
W końcu gaz się skończył. Dało się słyszeć płacz łysego, skomlenie psów i „hahaha ty debilu”.
- Hahaha ty debilu! Miałeś ich rozwalić z kałacha, przecież kiwnąłem ci głową, o tak! – krzyczał oślepiony gazem Don Juan rzucając się na krześle. – Miałeś farta!
- Ja nawet nie umiem strzelać! – broniłem się, odwiązując szefa i szybko przywiązałem ręce i głowę łysego do nogi biurka.
Zagazowane psy skomlały i biegały w kółko, jeszcze ze strzępami drugiego łysego w pyskach.
- Kto to jest? – zapytałem, prowadząc Don Juana do łazienki.
- Dawni znajomi, robiliśmy kiedyś interesy. Zajmę się nimi za chwilę – odpowiedział.
- Na szczęście udało się nam wyjść z tego cało. Dlaczego nie ma pan ochrony?
- Dobra robota, hahaha. Nie stać mnie na nią, poza tym już nie jestem w biznesie. A co z internetem?
- Powinien działać. – odparłem
- Hmm, hasła nie działały.
- Więc na prawdę ma je pan zapisane na biurku...?
- Tak, jestem już stary... – odpowiedział Don.
Poszedłem do pokoju technicznego żeby wszystko sprawdzić jeszcze raz. Rzeczywiście, źle podpiąłem kable.
- Źle podpiąłem kable, teraz wszystko powinno być ok – zameldowałem.
- Hahaha ty to jesteś śmieszny!
- Mam dzisiaj jeszcze jedną instalację, muszę lecieć – powiedziałem.
- Dzięki, jeśli będziesz w okolicy wpadnij w odwiedziny. Moje psy cię polubiły – powiedział Don z uśmiechem.
- Oczywiście. A swoją drogą, co tak śmierdzi? – zapytałem.
- Chyba się zesrałem! Hahaha!
- Hahaha!
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium