© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.
Światłowid
Bóg internetu
Są na tym świecie rzeczy, które być może się zdarzą, takie, które prawdopodobnie się zdarzą oraz takie, które będą miały miejsce na pewno. Do tych ostatnich zaliczamy oczywiście śmierć i podatki, ale nie tylko. Koniec projektu. Tak, koniec projektu jest czymś nieuniknionym, najczęściej nieoczekiwanym (coś pokroju zimy, która zaskakuje kierowców) i nieprzewidywalnym. Jest to moment wyczekiwany przez managera i przyjmowany z irytacją przez instalatora. Wygląda to mniej więcej tak:
Montuję internet światłowodowy w pewnej wsi. Trzysta domów ogólnie, do końca zostało pięćdziesiąt. Posiadając pewne, ekhm... doświadczenie, przesyłam prośbę do osoby, która dzwoni do ludzi i ustala terminy instalacji, w celu uzyskania adresów, do których nie może się dodzwonić.
Oczywiście nie dostaję żadnej listy, bo komu by się chciało takową robić.
Około dwa tygodnie później, gdy zostało dwadzieścia domów, ponawiam prośbę. I tym razem nic nie dostaję.
Tego samego dnia wieczorem otrzymuję informację, że nie są w stanie już nic zabookować. Tadaam, z dnia na dzień zostaję bez roboty. Pomimo tego, że na zewnątrz jest całkiem chłodno, muszę otworzyć okno. Zagotowałem się zbyt długo wstrzymując oddech, co miało zapobiec eksplozji gniewu. Ciche “kurwa, wiedziałem” wylatuje z moich ust wraz z ostatnimi resztkami powietrza.
Gdy trochę ochłonąłem i już nie grozi mi samozapłon, siadam do listy dwudziestu domów. Muszę ruszyć w teren i spróbować zastać klientów w domu lub popytać na przykład sąsiadów. Mniej więcej wiem już jak to będzie wyglądać. Z początku będzie jako tako szło. Zejdę do dziesięciu domów. Będzie coraz trudniej. W niektórych lokalizacjach byłem już po pięć razy o różnych porach dnia. Zaczynam czatować pod domami. Przy pięciu ostatnich celach robi się ekstremalnie trudno. Ci są przygotowani. Udawanie, że nie ma ich w domu to dla nich łatwizna. Jestem świadomy, że są sprytniejsi niż ja i konwencjonalne metody nie zdadzą egzaminu. Potrzebuję wsparcia. Znam ludzi, którzy posiadają odpowiednie przeszkolenie, sprzęt i umiejętności. Dzwonię do grupy emerytowanych agentów CIA.
- Widzimy niewidzialne, słyszymy yyy niesłyszalne. Twoja Prywatna Agencja Wywiadowcza. W czym mogę pomóc? - zacharczało w słuchawce.
- Halo. To ja, Bóg internetu. Potrzebuję waszej pomocy – odpowiadam.
- Halo?! Halo?!
- Halo! To ja, Bóg internetu! Potrzebuję waszej pomocy! – odkrzykuję. Pewnie dzisiaj na słuchawce siedzi Mietek. On ma aparat słuchowy i na pewno nie słyszy niesłyszalnego. Ale wzrok ma dobry.
- Ooo, witam, witam! - odpowiedział Mietek. - Tak się zastanawialiśmy z chłopakami co z tobą.
- Potrzebuję pilnie pomocy z kilkoma domami! Stawka ta co zawsze. Ok?!
- Okej, dawaj szczegóły.
- Zero ruchu. Okna zamknięte. Kojec dla psa pusty. Może rzeczywiście ich nie ma w domu – podzielił się swoimi spostrzeżeniami były agent Tomasz i odłożył lornetkę na trawę. Były agent stojący na czele Twojej Prywatnej Agencji Wywiadowczej. Poza nim na miejsce przybyli także były agent Mietek, z którym rozmawiałem przez telefon, były agent Janek i były agent Andrzej.
- Jestem pewien, że ktoś tam jest. Raz dostrzegłem przez okno poruszające się cienie – odpowiedziałem. Obserwowaliśmy rzeczony dom z nieodległego wzgórza. Budynek stoi na odludziu, przy niewielkiej zatoce, w której znajduje się port dla żaglówek. Do domu, jak i do portu, prowadzi rzadko uczęszczana droga gruntowa.
- Hmm. Próbowałeś “na dostawcę pizzy”? - zapytał były agent Tomek.
- Tak, dwa razy. Są tutaj dwie pizzerie. Sporo wydałem, żeby pożyczyć strój i auto od pracownika.
- “Mała architektura”?
- Też. Stałem tam pół dnia za huśtawką w ogrodzie.
- Sprawdzasz kosz na śmieci?
- Tak, nic nie przybywa. Siedziałem w nim przez jeden dzień. Nie da się też przypadkowo przeciąć kabla z internetem, który mają teraz. Antena jest w środku, widać ją przez okno.
- Hmm – Tomasz zamyślił się. - Na pewno mają kamerki i są bardzo ostrożni, ale muszą kiedyś wychodzić. - Chłopaki, instalujcie kamery na tych drzewach – zwrócił się do Janka i Andrzeja. Mietek jak zwykle czytał z ruchu warg. - Zaczynamy jutro, dzisiaj już jest za późno.
- Okej guys – Tomasz zwrócił się do mnie, Mietka, Janka i Andrzeja. Kucneliśmy w ciasnym okręgu na wzgórzu. Janek i Andrzej jeszcze kończyli śniadanie, które stanowiła garść tabletek na nadciśnienie, pamięć, serce, itd. - Mamy kilka scenariuszy i asów w rękawie. Zaczniemy od numeru “dama w potrzebie”.
- Jakie karty? - zapytał Mietek, który musiał coś niedokładnie odczytać.
- Ech – westchnął Tomasz – Żadne karty! “Dama w potrzebie”!
- Aaa – załapał Mietek.
- Dobra – kontynuował szef TPAW. - Jako, że była agentka Jolanta, wieczny odpoczynek…, już z nami nie pracuje, musimy lekko zmodyfikować ten numer. Andrzej, będziesz udawał, że masz zawał.
- Chyba nie muszę udawać. Jakoś kiepsko się dzisiaj czuję – stwierdził Andrzej, łyknął ostatnią tabletkę i zaczął masować okolice serca.
- Super, będziesz wiarygodny. Zaraz zadwonię po ambulans, zanim dojadą to i tak skończymy – powiedział Tomasz. - Mietek, ty standardowo, przebierasz się za sarnę! Zacznij się już przebierać!
- Za sarnę? - zapytałem obserwując Mietka próbującego wcisnąć się w kostium sarny, wykonany z żywego niegdyś zwierzęcia.
- Będzie się pasł w ogrodzie po drugiej stronie domu i obserwował okna. – wyjaśnił Tomasz. - To popularna metoda do prowadzenia obserwacji między innymi wśród komorników, prokuratorów, a nawet do sprawdzania czy przypadkiem delikwent niepłacący abonamentu, nie ogląda właśnie telewizji. Szacuje się, że co dziesiąta sarna na świecie, to przebrany człowiek – dodał. - Jeśli ktoś wyjdzie tyłem, Mietek zacznie szczekać, tak, jak to robią sarny, żeby ostrzec Janka.
- Jaka jest moja rola? - zapytał Janek.
- Będziesz się czołgał – powidział. - W nocy już prawie nie mogę spać i byłem na małym rekonesansie. Klient ma system radiolinii poukrywanych to tu, to tam. Nawet przy drodze kilkaset metrów przed domem. Za każdym razem, gdy przecinałeś wiązkę sygnału z radiolinii, alarmowałeś go - zwrócił się do mnie. - Zapewne wiedział, że się zbliżasz dużo przed tym niż się pojawiałeś przed domem. Janek zacznie się czołgać od tamtych krzaków. - Wskazał na widoczne z góry zarośla. - W momencie gdy zbliży się do granicy trawnika przy domu, dam sygnał Andrzejowi, który będzie udawał wędkarza idącego na nadbrzeże, żeby padł na drodze przed frontowymi drzwiami. To powinno w teorii odwrócić uwagę klienta. Janek, będziesz musiał sprawnie przeczołgać się dziesięć metrów do ściany budynku i później okrążyć go, aby zbliżyć się do drzwi.
- Myślisz, że on wyjdzie do Andrzeja? - zapytałem. - A jeśli nie?
- Myślę, że nie wyjdzie – stwierdził z lekkim uśmiechem Tomasz. - Daj Jankowi jakieś swoje ubrania.
- Jak to? - zapytałem zdziwiony.
- Klient przejrzy nasz plan – tłumaczył Tomasz. - I o to chodzi. Zapewne nabierze podejrzeń, gdy tylko zobaczy sarnę w ogrodzie, bo Mietek będzie celowo skubał krzak szałwii,a jak wszyscy wiedzą, sarny nie lubią szałwii.
- Co?! - ze środka sarny dotarł głos Mietka, który nadal szamotał się wewnątrz kostiumu.
- Będziesz skubał szałwię w ogrodzie! - polecił Tomasz.
- Ale sarny nie lubią szałwii!
- Ale taki jest plan! - odkrzyknął Tomasz. - Pewny podstępu będzie, gdy zobaczy kawałek twojej bluzy z kapturem w oknie. Janek zrobi to celowo. Odczekamy około dziesięć minut i zrobimy odwrót. To znaczy chłopaki zrobią odwrót, a Andrzeja zabierze karetka. Janek weźmie twoje auto. Na początku umyślnie przetnie wiązkę radiolinii i zostawi auto w lesie. Swoją drogą pod nadkolami masz kilka gpsów. Jeden z nich pewnie należy do tego klienta. Po akcji Janek pojedzie prosto do twojego domu.
- I co dalej? - zapytałem mając nadzieję na rychłe zakończenie wystarczająco skomplikowanego już planu.
- Wtedy rozpoczniemy prawdziwą prowokację…
Wszyscy, włącznie z Mietkiem-sarną spojrzeli sobie w oczy i nachylili się, żeby lepiej słyszeć, a Mietek widzieć.
- Patrz Stefan, sarna – powiedziała kobieta, która siedziała przy stole i układała puzzle. - Znowu mi zeżre kwiatki.
- Sarna? Jedna? - zaciekawił się mężczyzna i wychylił głowę spod prześcieradła przykrywającego telewizor.
Dom w środku wyglądał osobliwie. Na podłodze wyklejone taśmą były strefy przy oknach. Pośrodku znajdował się ekran przypominający lustro weneckie, za którym siedzieli mężczyzna i kobieta.
- To nie sarna – powiedział Stefan po chwilowej obserwacji.
- Co? - zapytała kobieta zrezygnowanym tonem.
- Nie widzisz, że ona skubie szałwie? Sarny nie lubią szałwii. Pewnie ten koleś od światłowodu się przebrał.
- Stefan, ja już dłużej tego nie wytrzymam!
- Ciszej Grażyna. Jak chcesz krzyczeć to szeptem, mówiłem ci – odpowiedział szeptem Stefan. - Jedna na dziesięć saren to przebrany człwiek.
- Stefan, ja tu z tobą zwariuję! W kuchni piętrzą się worki ze śmieciami, poruszam się po jakichś wyznaczonych strefach, wychodzę z domu tunelem do lasu, pies siedzi ciągle w tym dźwiękoszczelnym kojcu… jak długo chcesz to ciągnąć?!
- Grażyna, mówiłem ci, że nie będę płacił tak dużo za internet, a tym bardziej nie zapłacę żadnej kary za niedotrzymanie warunków umowy.
- To po co jakąkolwiek podpisywałeś?! Na ten cały sprzęt do śledzenia wydałeś dwadzieścia razy więcej!
- Nie wiedziałem dokładnie co podpisuję. Tutaj chodzi o rację – perorował wzburzonym szeptem mężczyzna. - Nie krzycz, błagam. Ten ktoś przebrany za sarnę może cię usłyszeć. Wzięli mnie podstępem, banda złodziei.
- I jak ty to sobie dalej wyobrażasz?! - krzyczała Grażyna.
- Jeszcze kilka dni i odpuszczą, zobaczysz. Wyjadą stąd i długo nie wrócą.
Kłótnię przerwały wibracje pochodzące z telefonu, który leżał na stole.
- Alarm na drodze – powiedział mężczyzna i poszedł do pokoju w głębi domu.
Wszystkie ściany niewielkiego pokoju zastawione były monitorami, które przedstawiały różne rejony posesji oraz lasu. Na jednym z ekranów widoczny był przemieszczający się punkt.
- Więc zostawiłeś auto pięćset metrów stąd i już nie jesteś sam... - powiedział do siebie spoglądając na monitor przedstawiający Andrzeja maszerującego drogą w stronę domu.
- Mietek, kurwa! Odezwij się! Widzisz coś?! - Tomasz krzyczał do słuchawki od kilku minut. - Nie wiem, czy nie powinniśmy go już zmienić w tej roli. Coraz gorzej słyszy. Ale wzrok ma dobry.
- Halo! Tu sarna! Nie widać żadnego ruchu. Nic nie słychać.
- Pewnie jakby tam do siebie strzelali to też by niczego nie słyszał – skomentował Tomek.
- Dobra, Andrzej! Co u ciebie?
- Tutaj Andrzej. Jeszcze dwieście metrów do celu – wydyszał głos w głośniku. - Nie wiem czy dojdę, duszno mi.
- Trzymaj się, karetka jest już w drodze. Dla ciebie to nie pierwszyszna – zagrzewał do kolegę do boju szef grupy.
- Wiem, wiem – wystękał Andrzej.
- Janek, jak idzie czołganie się?
- Tutaj Janek. Doszedłem w okolice domu, zaczynam się czołgać.
- Ruszamy? - zapytałem Tomasza. Mężczyzna spojrzał na zegarek.
- Tak, facet z wypożyczalni będzie za dziesięć minut przy drodze.
- Hmm. Ciekawe co tym razem wymyśliłeś – mówił do siebie klient, gorączkowo wpatrując się w monitory. - O! Tutaj jesteś! - wykrzyknął szeptem i wycelował palcem w ekran, na którym Janek leżał twarzą do ziemi w krzakach przed granicą ogodu. - Pewnie chcecie mnie wywabić z domu. Niedoczekanie. - Uśmiechnął się przebiegle i z satysfakcją potarł dłonie.
- Grażyna. Schowaj się najlepiej.
- Stefan. Jakiś wędkarz zemdlał na drodze! - kobieta dostrzegła Andrzeja przez okno od strony drogi prowadzącej do przystani. - Może ma zawał.
- Nie. On udaje, Grażyna – powiedział Stefan. - Oni chcą nas wywabić z domu. Stój spokojnie.
- Wiesz co, chłopie – stwierdziła kobieta, nagle zupełnie innym tonem. - Tobie już nic nie pomoże, ty już po prostu jesteś wariatem. - Machnęła ręką i wróciła do układania puzzli.
Klient stał i obserwował przez liczne okna salonu to sarnę, to Andrzeja, który leżał bez ruchu, to Janka przebranego za mnie, który właśnie nieznacznie wystawał ponad parapet.
- Oho, karetka. Hahaha. Chcą mnie wziąć na litość…
- Mietek, kurwa, koniec akcji! Wracaj! - Tomasz darł się do słuchawki.
- Zrozumiałem. Wracam. - zameldował Mietek. - Chcecie trochę szałwii albo mięty? Sporo tutaj tego mają. Biorę dla siebie.
- Nie! - krzyknął Tomasz i odprowadził wzrokiem przejeżdżającą karetkę z Andrzejem w środku. W niedużej odległości za nią jechał Janek. Pomachał do nas oddalił się w stronę mojego domu.
Staliśmy z Tomaszem w zatoczce leśnego parkingu. Były agent spokojnie zerkał na zegarek. Wszystko powinno być odtworzone co do minuty. Jeśli ruszylibyśmy za wcześnie, klient mógłby nabrać podejrzeń. Pozwólmy mu nieco ochłonąć.
- Okej, możemy powoli ruszać – powiedział Tomasz. – Będziemy pięć minut przed moim zwycięzcą.
- Nie wierzę, że ktoś w ogóle dał się złapać na tego smsa – powiedziałem. Stałem oparty o przyczepę, na której znajdował się nowiutki, luksusowy jacht motorowy.
Poprzedniego dnia były agent Tomek rozesłał do kilku mieszkańców z okolicy smsa, którego treść brzmiała mniej więcej tak:
“Gratulujemy! Twój numer został wylosowany! Wygrałeś najnowszy jacht motorowy! Odpisz na ten numer “TAK”, a oddzwonimy, aby umówić się na dostawę już jutro.”
Jedna z osób, które otrzymały ów wiadomość, odpowiedziała i teraz miała się zgłosić po nagrodę w porcie przed domem mojego klienta. Tomasz był święcie przekonany, że widok sąsiada wodującego luksusowy jacht napewno wywabi mojego klienta go z domu.
- Chyba nie zamierzasz dawać nikomu tego jachtu? - zapytałem.
- Oczywiście, że nie. Wiesz ile to cacko kosztuje? - Tomasz popatrzył na mnie ze zdziwieniem. - Wskakuj na pakę pick-upa i przykryj się plandeką. Wyjdziesz dopiero na mój znak.
- Pa pa. – Zadowolony z siebie Stefan pomachał do przemieszczającego się punktu na monitorze, który w rzeczywistości był gpsem przyklejonym do mojego samochodu. - Zobaczymy jutro, czy ci się w końcu odechciało.
Klient zamieszał herbatę, usadowił się wygodnie w fotelu i zaczął leniwie siorbać. Przymknął oczy i zapadł w drzemkę, z której wybudziły go silne wibracje telefonu. Kolejny alarm na drodze.
- Hmmm – mruknął Stefan i przetarł oczy. - Ktoś ciągnie łódkę. Uuuu, niezłe cacko. Jakie to jest wielkie! - przetrał oczy jeszcze raz. - Grażyna! Chodź szybko! Patrz!
- Czego się drzesz? Mnie kazałeś szeptać, a teraz sam się wydzierasz na cały dom – zwróciła uwagę i zbliżyła twarz do monitora, na którym pick-up ciągnął na lawecie wielki jacht.
- Nikogo z tutejszych by nie było stać na taką łódkę. Pewnie jacyś turyści – powiedziała. - Z drugiej strony tutaj nigdy nie było turystów.
- Ciekawe, może to ten młody, od Zdziśkowego Janusza, z zagranicy wrócił.
Samochód zbliżał się powoli po wyboistej drodze i po kilku chwilach Stefan razem z Grażyną zaraz za plecami, pobiegli do holu wejściowego, aby tam kontynuować obserwacje przez okna. Mogli dostrzec Tomasza, który podjechał pod zjazd do wodowania łodzi i wysiadł właśnie z pick-upa. Rozglądał się leniwie dookoła i zerkał na zegarek.
- Nie znam go – powiedział klient. - Czekaj, ktoś jeszcze jedzie. To jest Cze-cze-czesław! - mężczyzna zakrztusił się pod wpływem lekkiego szoku.
Czesław, chłop lat około sześćdziesięciu, niski, gładko ogolony, podszedł rozpromieniony do Tomasza i wyciągnął dłoń na powitanie. Mężczyźni oglądali jacht, chodzili dookoła niego, a Czesław co raz to podskakiwał w górę z zachwytu i kłaniał się swojemu darczyńcy.
- Ale jak to? To jego jest? - Stefan przycisnął twarz do szyby. - Skąd on ma na to pieniądze?
- Ludzie mają pieniądze, Stefan. Kombinują, handlują w internecie, może nawet kradną – powiedziała jego żona i zmrużyła oczy.
Czesław miał to do siebie, że pieniądzem nie śmierdział. Przy małoprawdopodobnym założeniu, że rodzice nie zabrali mu pięniędzy z komunii oraz, że odkładał sumiennie każdy grosz od ósmego roku życia, możliwym było, że sobie sprawił takie cacko. Chłopina nie rzucał się w oczy, każdy go znał i nawet lubił, chociaż nie jakoś przesadnie. Prowadził taki ot, przeciętny żywot, przeciętnego człowieka, który ni stąd ni zowąd, kupił sobie jacht za dwa miliony.
Minęła dłuższa chwila, w ciągu której Tomasz z Czesławem zwodowali łódkę, a Stefan z żoną obserwowali cały proces. Czesław władował się do kabiny, a Tomasz niechętnie za nim.
- Jestem w szoku Grażyna – wystękał Stefan. - Nie wytrzymam, muszę tam iść, zobaczyć…
Mężczyzna chwycił za klamkę i starając się nie biec, skierował krok w stronę sąsiada I Tomasza. Grażyna biegła zaraz obok.
- … ten przycisk włącza podgrzewanie wody w jaccuzi – tłumaczył były agent Tomasz. - Witamy sąsiadów! - zwrócił się do nadchodzącej pary.
- Dzień dobry, dzień dobry Czesławie. - powiedział Stefan. - Widzę, że wyporzyczasz jacht.
- Nie wyporzyczam, on jest mój – powiedział ciągle rozpromieniony Czesław.
- Twój? Jakim cudem? To znaczy… Kiedy go kupiłeś?
- Wygrałem – powiedział Czesław i zaczął niebezpiecznie szybko kręcić jakimś pokrętłem, powodując szybsze bicie serca u Tomasza.
- A tak, wygrał – wtrącił się Tomasz. - Każdy może wygrać taki jacht. - Teratralnym gestem zatoczył łuk w powietrzu. Wystarczy odpowiedzieć na smsa.
- Jakiego smsa?
- Nie dostał pan smsa? Dziwne. Ale nic straconego – rozkręcał się Tomasz. - Mogę go wysłać teraz. Proszę jedynie odesłać odpowiedź. Jeśli pani też to zrobi, to podwoicie swoje szanse na wygraną, które nawiasem mówiąc, i tak są już bardzo wysokie, ponieważ to ja odpisuję na smsy.
- Grażyna, telefon! - ryknął podniecony Stefan. W swoich wyobrażeniach był już właścicielem jachtu.
- Nie mam!
- Biegniemy do domu!
Wypadli z jachtu i pobiegli do domu po telefony, wzniecając za sobą tumany kurzu.
Tomasz również zeskoczył z jachtu, pobiegł do pickupa i podniósł plandekę.
- Wyłaź, szybko – powiedział do mnie. - Zaraz będą wracać, biegnij do domu.
Biegnąc w stronę domu zdążyłem wyciągnąć kalendarzyk i długopis. Drzwi stały otworem, zatrzymałem się przed wycieraczką i po trzech sekundach niemalże wpadł na mnie rozpędzony klient.
- Dzień dobry, ja od internetu.
- NIEEEE!!!
- NIEEEE!!! - krzyknął Tomasz.
Były agent klęczał na pomoście ze spuszczoną głową i wpatrywał się w przegnite deski.
- Nie wiedziałem, że ten silnik jest taki mocny – tłumaczył spokojnie stojący obok Czesław. - Stąd widzę, że tak naprawdę to są aż trzy, nie cztery. A może trzy. Teraz tak się przechyla, że już na pewno widać cztery śruby. - Mężczyzna wpatrywał się w tonący jacht, którym przed chwilą z całą mocą przygrzmocił w kamienisty fragment grobli falochronu ochraniający wejście do portu. - Szkoda. No, ale cóż. Jak to mawiają: łatwo przyszło, łatwo poszło, hehe.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium