© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.
Światłowid
Bóg internetu
Z samochodu wysiadł człowiek. Porozglądał się dookoła, po czym otworzył tylne drzwi pojazdu i zaczął czegoś szukać. Po chwili, niosąc jakieś przedmioty, skierował się w stronę Domu. Musiał wyczuć, że ktoś go obserwuje, bo nagle zadarł głowę do góry i nasze spojrzenia spotkały się. Nie zwalniając kroku, człowiek doszedł do drzwi i zniknął z naszego pola widzenia. Naszego, bo na parapecie okna obok mnie siedziała moja siostra, Freya. Spojrzeliśmy na siebie na wzajem i szybko zbiegliśmy na dół.
Człowiek był już w środku i rozmawiał z Samai. Tak ją nazywamy między sobą, to imię bardzo do niej pasuje. Samai jest piękna. Ma długie, czarne, sięgające pasa włosy i często się uśmiecha. W dodatku wygląda nieco inaczej niż wszyscy. Przysiedliśmy na schodach, kilka stopni powyżej korytarza. Nasza ciekawość chwilowo osłabła, na rzecz nieufności. Z dystansu obserwowaliśmy przybysza i lustrowaliśmy przedmioty, które ze sobą przyniósł.
Samai zaprowadziła go do największego pokoju w naszym Domu. Chcę tutaj nadmienić, że nasz Dom jest bardzo mały i bardzo stary. Możliwe, że najstarszy w okolicy. Znamy w nim wszystkie zakamarki.
Freya spojrzała na mnie i kiwnęła głową. Zeszliśmy cichutko niżej i usiedliśmy w drzwiach pokoju. Nieznajomy robił coś przy przeciwległej ścianie. Samai była w pomieszczeniu obok, w kuchni. Zaburczało mi w brzuchu.
- Nie teraz – wyszeptała Freya. – Musimy sprawdzić kto to jest i co ze sobą przyniósł.
- Naprawdę musimy? – zapytałem.
- Po prostu trzymaj dystans i bądź cicho – odpowiedziała.
Freya zawsze była odważniejsza ode mnie. Już zaczęła okrążać pokój od lewej strony. Nagle nieznajomy obrócił się i ruszył w naszą stronę! Freya skoczyła z powrotem do drzwi i razem uciekliśmy na schody. Wyszedł.
- Chyba nas nie widział – powiedziałem.
- Zostawił przedmioty. Chodź szybko na dół! – krzyknęła Freya zbiegając do salonu. – Frey! Złaź! – dodała, widząc moje ociąganie.
Pognałem za nią i dołączyłem do ostrożnego oglądania przedmiotów. Wszystkie były ciekawe. Dziwne kształty.
- O! To jest ostre, uważaj – ostrzegła Freya.
- Popatrz na to! To się rusza jak dotkniesz – powiedziałem, szarpiąc coś co było bardzo cienkie i długie. – Co to jest?
- Nie wiem. Pokaż – powiedziała, uderzając w jeden koniec przedmiotu. Przez moment przedmiot drgał leciutko. – Ale fajne.
- Uważaj, idzie!
Przyniosłem z samochodu nowa różdżkę. Czasem nazywam tak wiertła. Zwłaszcza wtedy, gdy jakimś cudem ostrze po drugiej stronie pojawia się centymetr od kabla elektrycznego, którego nie zauważyłem, sprawdzając wcześniej ścianę. Tak, wiem, żałosne. Wiercenie okazuje się dosyć trudne. Stare, twarde drewno stawia duży opór, a ja ślizgam się, bezskutecznie szukając oparcia na śliskiej podłodze. Pod koniec wiercenia, krzyczę już z wysiłku i podniecenia. Zupełnie jak Rambo w berserskim szale.
- Aaaaaaaaa
- O rany! Co się stało?! – przerażona właścicielka wbiegła do pokoju, słysząc moje krzyki.
Jest bardzo ładna, wręcz onieśmielająca. Wysoka, ma czarne, sięgające pasa włosy i piękne rysy twarzy. Zupełnie, jak Pocahontas. Ale co robi tutaj, na mroźnej północy, w starej chatce zasypanej śniegiem?
- Nic, nic. Tylko się skaleczyłem nożem – odpowiedziałem standardowo.
Wkładam patyk do dziury i idę na zewnątrz, żeby przyczepić do niego kabel. Śnieg sięga miejscami pasa, więc dwudziestometrowy spacer na drugą stronę domu okazuje się mordęgą. Sięgam po światłowód, aby go przykleić taśmą do patyka, który wystaje z dziury i... Patyka nie ma. Oczywiście, to może się zdarzyć w przypadku, gdy ściana ma dylatację pomiędzy warstwami, ale nie gdy jest jednolitą belką. Wracam do środka i widzę, że patyk leży na podłodze obok dziury. Hmm, pewnie po prostu zapomniałem go włożyć. Wkładam i ruszam znowu dookoła domu. Pierwsze metry z rozpędu, później już niczym orszak Juranda ze Spychowa, podczas zamieci śnieżnej.
Okej. Tym razem patyk wystaje. Sięgam po taśmę i... Nie ma, zniknął. Idę z powrotem do domu jak tornado. Patyk leży na podłodze obok dziury.
- Wszystko w porządku? – pyta kobieta, zerkając na moją twarz oblepioną śniegiem.
- Tak, wszystko gra – odpowiadam.
Wkładam patyk, wychodzę i... hmm. Cichutko otwieram z powrotem drzwi i skradam się do salonu.
- Mam cię! – krzyknąłem.
- Freya! Za tobą! – ostrzegłem siostrę.
- Aaaaa! – wydała z siebie Freya, na widok wielkiego człowieka tuż nad nią i skoczyła na pobliski stół, strącając kwiatek.
Uciekaliśmy ile sił w łapach. Skąd on się tak nagle wziął? Z ludźmi i ich przedmiotami trzeba uważać. Do kuchni!
- Co tu się dzieje?! Frey! Freya! – właścicielka wbiegła do salonu – Przepraszam za koty, są takie psotne.
- Nic nie szkodzi. Po prostu zaciekawiły się moim patykiem. Koty tak już z nimi mają. Mogą go sobie wziąć, mam jeszcze kilka w samochodzie.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium