​​​​​​​

​​​​​​​

© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.

Przycisk

Światłowid

Bóg internetu

brown tunnel with lights
07 sierpnia 2023

Sowy

- Wow. To znaczy. Wow... – powiedziałem. – Ciekawa kolekcja.

- Taaa – odpowiedział przeciągle klient, tonem sugerującym zakłopotanie. – To mojej dziewczyny. Wcale mi się to nie podoba. – Bronił się. 

Przed chwilą wszedłem do ostatniego dzisiaj domu. Budynek stoi na odludziu, ale sporo jest takich siedlisk w okolicy. Dookoła tylko góry i las, no i rzeka, płynąca przez środek doliny. 

Pierwszym, na co zwróciłem uwagę po wejściu do salonu, była owa kolekcja. Na mojej twarzy malowało się niedowierzanie oraz rozbawienie, przyozdobione wypełzającym powoli szyderczym uśmieszkiem. Największą ścianę w salonie zasłaniały dwa porządne regały, sięgające niemalże do sufitu. Na licznych półkach stały porcelanowe sowy. Jednak nie samo to było powodem mojej konsternacji. Dziwność kolekcji powodowało to, że wszystkie sowy były identyczne i ustawione w identycznych odstępach. Każda sowa była zielona i mierzyła około trzydzieści centymetrów. Tak na oko, armia ta liczyła jakieś dwieście sztuk. 

Spojrzałem na faceta, który z zatroskaną miną rozkładał bezradnie ręce. Ewidentnie zdawał sobie sprawę, że nie da się przejść obok czegoś takiego obojętnie. Kilkanaście żartów i głupich tekstów jednocześnie, cisnęło mi się do ust.

- Czy ten dom ma status Obszaru Natura 2000? – zapytałem.

- Kiedyś nie mogłem znaleźć kluczyków do auta. Zadzwoniłem do niej, żeby zapytać gdzie je położyła. No i powiedziała, że obok porcelanowej sowy, po czym padł jej telefon. Dwie godziny ich szukałem – żalił się klient. – Chodźmy do drugiego pokoju, to tam chciałbym mieć router – powiedział i wskazał drogę. 

Zacząłem rozglądać się uważniej i dostrzegłem, że figurki przedstawiające sowy stały wszędzie, gdzie tylko była jakaś półka lub stolik. Nie były już takie same, miały różne kolory i rozmiary, jednak wszystkie miały wyłupiaste oczy. Jak prawdziwe sowy z resztą. 

Z klientem szybko uzgodniłem co i jak zrobię i oddałem się pracy, obserwowany przez około pięćdziesiąt sów i sówek (były też malutkie), które tworzyły oddział w tym pokoju.

Pół godziny później klient zajrzał do pokoju.

- Muszę iść do pracy, mam nockę. Ale moja dziewczyna za niedługo przyjedzie. W razie czego masz tutaj mój numer telefonu – powiedział, podając mi małą karteczkę.

Rzeczywiście po jakichś piętnastu minutach przyjechała jego dziewczyna.

- Hej! – powiedziała na powitanie. – Wszystko w porządku?

- Hej. Jak najbardziej – odpowiedziałem. Była wysoka i miała ładny uśmiech. Jedną ręką poprawiała loki mysiego koloru, spadające ciągle z powrotem na duże okulary w czarnych oprawkach. W drugiej ręce trzymała nic innego, jak figurkę sowy.

Weszła do pokoju i po prostu postawiła ją na podłodze pod okrągłym stolikiem, ponieważ nigdzie indziej już nie było miejsca. Nie miałem pomysłu na żaden wyszukany wstęp.

- Więc, o co chodzi z tymi wszystkimi sowami? – wypaliłem.

- Ach. Ładne są, prawda? – powiedziała. Zakochałam się w tych figurkach, świetnie się prezentują – dodała i wyszła.

Nie powiedziałbym, żeby ta odpowiedź mnie zadowoliła. Liczyłem na jakąś dziwną historię. Dziewczyna wygląda normalnie, ale na pewno jest z nią coś nie tak. Tak, na sto procent jest pomylona albo opętana. Trzeba stąd spierdalać, bo jeszcze to przepełznie na mnie i zostanę kolekcjonerem haftowanych serwetek albo szmacianych lalek.

Zacząłem w pośpiechu przykręcać podstawkę routera do ściany. Gdzie jest poziomica? Dobra, nie ma czasu. I tak za tydzień będzie to schowane za jakąś półmetrową sową. O kurczę, ale mi noga zdrętwiała, może tak się to zaczyna. Przyspieszyłem jak tylko mogłem i... zahaczyłem ręką o jedną z figurek, które stały na parapecie okna. Nie umiała latać, nie zdążyła nawet rozłożyć skrzydeł. Roztrzaskała się z hukiem na podłodze tuż obok mnie. 

- Kurwa – westchnąłem.

Było cicho. Co robić? Dziewczyna gdzieś zniknęła, a pozostałe sowy wcale się na mnie nie rzuciły, tak jak przewidywałem. Dokończę i ją znajdę. Mógłbym udać, że nic się nie stało i liczyć na to, że właścicielka kolekcji nawet tego nie zauważy, ale tak nie wypada. Znając życie to te sowy mają imiona, a w ostateczności numery.

Dokończyłem i pozbierałem narzędzia, a następnie zebrałem cztery części figurki i udałem się na poszukiwania. Dom był dosyć duży, więc błądziłem po pokojach i korytarzach. Sowy były wszędzie, nawet na schodach. Słabo byłoby strącić jeszcze jedną, pomyślałem. Dotarłem na trzecie piętro, było tu prawie całkiem ciemno. Na podłogę padała jedynie wąska strużka światła z uchylonego wejścia na strych.

Ni stąd, ni zowąd poczułem się, jakbym samotnie kroczył nocą przez las, obserwowany przez prawdziwe ptaki. Brrr, wzdrygnąłem się. Czy ja się boję? 

- Halo?! – zawołałem, nie uzyskując odpowiedzi.

W ciszy słychać było jedynie odgłos moich kroków. Wyciągnąłem telefon i włączyłem latarkę. W samą porę, bo przede mną korytarz zwężał się za sprawą szpaleru zakurzonych figur pokaźnych rozmiarów, stojących na podłodze.

Wspiąłem się po stromych schodkach i pchnąłem uchylone drzwi prowadzące na strych. 

- Halo? – powtórzyłem.

Strych to miejsce, które zazwyczaj jest zawalone gratami do granic możliwości. Ten strych był jednak inny. Nie było tutaj niemalże nic, nie licząc kilku pudeł, kilku pełnych worków i regału z książkami. Najwidoczniej sowy nie mają tutaj wstępu. Żarówka wisząca na kablu obok regału, zapewniała skromne światło. Przyjrzałem się książkom, dotknąłem grzbietu jednej z nich. Bolesław Prus, Lalka. Brrr, cofnąłem rękę i odruchowo sprawdziłem ile jeszcze do dzwonka. Tyle czasu upłynęło, a niektóre rany wciąż są żywe. A niech tam. Powiadają, że trzeba otaczać się tym co wzbudza w nas strach, aby go pokonać. Odłożyłem szczątki sowy na półkę i sięgnąłem po książkę. Otworzyłem ją, przeczytałem dwa pierwsze zdania i zasnąłem. Poruszyłem jej grzbietem (dokładnie w taki sposób, jak na filmach) i nagle cały regał przesunął się w lewo, odsłaniając wąskie przejście między belkami i drabinkę. Regał był na kółkach, więc obyło się bez dużego hałasu. Wiedziony coraz większą ciekawością, zacząłem wspinać się w stronę nikłego blasku. Na twarzy poczułem lekki wiatr.

Wychyliłem ostrożnie głowę. Blask okazał się światłem Księżyca. Ogromnego Księżyca w pełni. Bez kitu, wczoraj ledwo co się zaczęła I kwadra. Dookoła rosły duże drzewa, a na podłodze ścieliła się prawdziwa trawa. Około piętnaście metrów dalej, pośród ciemności rozświetlanej jedynie przez Super Księżyc, majaczyły dwa cienie. W jednym rozpoznałem dziewczynę, która siedziała z podwiniętymi nogami i wpatrywała się w stojący nad nią drugi cień. Drugi cień wyglądał jak olbrzymia sowa z rozpostartymi skrzydłami. Pomyślałem, że tylko mi się tak wydaje, bo zazwyczaj jestem zmęczony po całym dniu pracy. Tak jak ostatnio, gdy wychodząc, przez pomyłkę założyłem buty klienta i zorientowałem się na drugi dzień.

Nie wydawało mi się. Wielki puchacz zamachał skrzydłami i zahukał.

- HuHhuhuh... ekhekh... Kurwa ekhekh – zahukał. – przepraszam, nie służy mi powietrze na tym strychu. Na czym to stanęliśmy?

Okazało się, że umiał mówić po ludzku oraz, że w dalszym ciągu byliśmy na strychu.

- Tysiąc, mój panie – odezwała się kobieta z pokorą opuszczając głowę. – Zgromadziłam już tysiąc wojowników. 

- Taak! – wykrzyknął puchacz. – Oto nadeszła chwila aby wypowiedzieć zaklęcie zdejmujące klątwę z mojej rodziny! – zamachał skrzydłami w podnieceniu. – Ożywię tysiąc wojowników, tak jak w przepowiedni!

- Chciałam tylko... – zaczęła dziewczyna.

- Milcz człowieku! Nie jesteś mi już do niczego potrzebny. Milcz, a może pozwolę ci pozostać moim sługą, gdy już zapanuję nad tą doliną, a później nad całym światem! – puchacz zamachał skrzydłami nieco mocniej, prawdopodobnie chcąc się wzbić w powietrze, ale jako że był dosyć gruby, jedynie podskoczył. 

Fuck, co robić? Chyba powinienem temu zapobiec. Ale jak? W sumie to i tak skończyłem pracę w tej dolinie. Wczoraj śnieżne trolle w piwnicy, dzisiaj sowy na strychu, co za różnica. Poczekam na rozwój wydarzeń, potrzebuję tylko jej podpis.

- Podaj mi księgę – rozkazał kobiecie. – Księga! – ponaglił niezwłocznie.

Dziewczyna podała mu księgę i uciekła pod jedno z drzew. Puchacz otworzył ją i zaczął coś hukać po swojemu.

- Hu, huhu hu. Huhu, huhu hu! – zaintonował.

- Hu, huhu hu. Huhu, huhu hu! – powtórzył.

- Ekhm. Hu, huhu hu. Huhu, huhu hu! – powtórzył, już wyraźnie zdenerwowany. – Kurwa! Nic się nie dzieje! Czy na pewno dobrze policzyłaś...

„Dryń” Witaj. Paczka czeka w paczkomacie. Nieodebrana paczka wróci do Nadawcy. Przeczytałem smsa.

- Kto to jest? – wychrypiał puchacz.

- Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, ale ja już muszę iść – powiedziałem.

- Łapać go! – krzyknął puchacz, nie wiadomo do kogo. Nic się nie wydarzyło. 

Wtem kobieta zerwała się na nogi, wyciągnęła przed siebie rękę i wyskandowała zaklęcie. Na ścianie za puchaczem pojawił się wyraźny portal. 

- Niee! – krzyknął puchacz i zniknął w portalu za pomocą srogiego kopniaka, który kończył zaklęcie. Strych zamienił się w strych. 

- Straciłam nad nim kontrolę. – przerwała ciszę dziewczyna. – Zawładnął mną... musiałam... musiałam się go pozbyć. – dodała drżącym głosem.

- Nie przejmuj się, ten gatunek się szybko rozmnaża – starałem się ją pocieszyć. – O, a tutaj jest hasło do nowego internetu. Zmieniłem na IOwlThisHouse, bo uznałem, że to będzie zabawne... Oczywiście mogę zmienić na coś innego.

 

Artykuły z tej kategorii

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.