​​​​​​​

​​​​​​​

© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.

Przycisk

Światłowid

Bóg internetu

04 listopada 2023

Święty Mikołaj

Stoję przed bramą wjazdową na teren dużego zakładu produkcyjnego w Rovaniemi. Podświetlony na czerwono napis, górujący nad masywnymi kratami, głosi: „Zakłady Ś.W.M. w Rovaniemi HO HO HO”. Do samej bramy natomiast, swoją drogą zwieńczonej pokaźną spiralą drutu kolczastego, przytwierdzona jest tabliczka, ostrzegająca: „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Teren monitorowany”. Nacisnąłem guzik na furtce i czekam na strażnika, który zbliża się szybkim krokiem.

- Kurwa! – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Ile razy można powtarzać?! Nie podjeżdża pod sam szlaban samochodem. Parkuje tam, przy linii i przychodzi z dokumentami.

- Ale ja tutaj jestem pierwszy raz – odpowiedziałem.

- Znaki czyta. Odjechać.

- Eh – westchnąłem.

- Co? – zapytał, marszcząc brwi.

- Nic – odpowiedziałem i odjechałem samochodem dziesięć metrów w tył, za linię.

Wziąłem dokumenty, jakieś papiery, które trzeba było wypełnić i udałem się z powrotem w stronę furtki. Tym razem po naciśnięciu guzika furtka otworzyła się i wszedłem do budki strażnika.

- Tutaj – powiedział strażnik, wskazując okienko oblepione co najmniej dwudziestoma kartkami.

Na większości z nich napisane były pojedyncze zdania, typu: „Przygotuj dowód!”, „Jedna osoba przy okienku!”, „Mamy w dupie, jak ważna jest twoja praca i ile kilometrów tutaj jechałeś!”.

Strażnik był elfem. Był niski jak dziecko i ubrany w zielono-czerwony strój. Spod szpiczastej, zielonej czapki z dzwoneczkiem na końcu wystawały, także szpiczaste, uszy. Jego buty z zakręconymi ku górze noskami również posiadały dzwoneczki. Za okienkiem siedziała elfka. Podałem dokumenty i czekałem, wiedząc, że jestem zdany na jej łaskę.

- Druk 011-20-15? – Nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem.

- Słucham? – zapytałem.

- Proszę pana, nie mam całego dnia – odpowiedziała, nadal wpatrując się w monitor komputera.

- Musiałem zostawić w aucie – powiedziałem.

- No to przyniesie, tylko szybko – powiedziała, nie zmieniając wyrazu twarzy.

Pobiegłem do samochodu i odnalazłem jakąś kartkę, która leżała na siedzeniu.

- Jest. – Podałem kartkę do okienka.

- Mhm – mruknęła elfka. – To jest skierowanie na szkolenie BHP. Pokój numer 205. Może wjechać.

Pognałem do samochodu i podjechałem pod szlaban. Strażnik już czekał.

- Otworzy bagażnik – powiedział beznamiętnie.

Wyskoczyłem i wykonałem polecenie.

- Ma jakieś zabawki? – zapytał.

- Nie – odparłem.

– Może wjeżdżać. – Skierował na mnie swój wzrok i zrobił gest dwoma palcami, oznaczający, że będzie mnie obserwował.

- Dziękuję – powiedziałem i wjechałem na parking.

Odszukałem pokój numer 205 i zapukałem. Drzwi otworzyły się i powitał mnie kolejny elf.

- Witam! – powiedział. – Proszę siadać, nie mamy zbyt dużo czasu. Co pan będzie tutaj robił?

- Będę instalował internet w tamtym budynku. – Wskazałem widoczny przez okno biurowiec po drugiej stronie zakładu.

- Hmm, hmm. No to niech pan pamięta, żeby zachować szczególną ostrożność, palić tylko w wyznaczonych miejscach i uciekać prostopadle do kierunku wiatru – powiedział.

- Słucham?

- Proszę podpisać tutaj i tutaj. – Podsunął mi jakieś papiery. – I jeszcze tutaj i tutaj. I tutaj. I tutaj. Za chwilę przyjdzie po pana kierownik zmiany – powiedział i wyszedł.

Po pięciu minutach do pokoju wszedł kolejny elf ubrany podobnie, lecz jego czapka była czerwona.

- Dzień dobry. – Wyciągnął rękę na powitanie. – Jestem Paluk, kierownik zmiany. Zaprowadzę pana do miejsca pracy. Oto czapka dla pana, obowiązuje na terenie zakładu – powiedział, wręczając mi zieloną czapkę z dzwoneczkiem. - Proszę za mną.

Wyszliśmy z budynku i gdy zebrałem wszystkie niezbędne narzędzia, ruszyliśmy wyznaczonym ciągiem pieszym.

- U nas wózki widłowe mają pierwszeństwo, więc trzeba mieć oczy dookoła głowy! – powiedział elf w momencie, gdy drogę przeciął nam pędzący wózek. – Ale to pewnie zapamiętał pan ze szkolenia BHP. Chłopaki mają targety, sam pan rozumie.

Na terenie zakładu panował chaos. Dziesiątki, a może setki elfów biegały między rozpędzonymi wózkami. Nieustanne dzwonienie dzwoneczków, z początku przyjemnego dźwięku, zamieniło się w denerwujący odgłos. Gnałem za elfem ile sił w nogach.

- Co to za krzaki? – zapytałem, wskazując na otoczone płotem badyle.

- To plantacja rózeg. Specjalna, wytrzymała odmiana. Rosną tylko tutaj – odpowiedział dumnie.

Miałem wrażenie, że już prawie biegnę, żeby nadążyć za Palukiem.

- Proszę wybaczyć pośpiech, ale to już początek grudnia. Mamy opóźnienia, jak co roku. Tędy – wskazał chodnik po lewej stronie.

- Co to za budynek? – zapytałem, gdy przechodziliśmy obok wielkiej hali, z której dobiegały dziwne odgłosy.

- To są stajnie reniferów i hangar na sanie – odpowiedział elf. – Dzisiaj mamy sporo wylotów, więc jest zamieszanie.

W rzeczy samej, przed bramą grupa elfów próbowała zapanować nad szóstką wierzgających reniferów, zaprzężonych do drewnianych sani. W końcu woźnica opanował zwierzęta i pognał przed siebie, a następnie wzniósł się w powietrze, gubiąc przy tym dwie paczki. Kolejny zaprzęg już wyjeżdżał z hangaru na pas startowy.

Dotarliśmy w końcu do biurowca. W drzwiach wpadł na nas jakiś elf, biegnący na złamanie karku.

- List! – krzyknął za nim Paluk i podał mu jedną z kartek, która wylądowała na ziemi. – Goniec Wydziału Przekazywania Listów, ciężka praca – zwrócił się do mnie.

Przeszliśmy do pomieszczenia technicznego, po drodze mijając Wydział Niewyraźnego Pisma, gdzie elfki pochylały się z lupami nad pogniecionymi i poplamionymi listami oraz Wydział Niedorzecznych Życzeń, skąd dobiegały wybuchy śmiechu.

- Tutaj jest światłowód i połączenia do wszystkich pomieszczeń w budynku – powiedział kierownik zmiany. – Zależy nam, aby przynajmniej część działała już dzisiaj.

- Jasne, nie ma problemu – powiedziałem. Zacznę tutaj, a później zajmę się kablami do pomieszczeń.

- Świetnie, zostawiam pana z robotą.

Zamontowałem skrzynkę i zespawałem kilka żył oraz zarobiłem końcówki kabli, które były już pociągnięte do pomieszczeń. Pora na drugą stronę kabli. Postanowiłem zacząć od góry.

Wsiadłem do windy razem z grupą elfów z Wydziału Zamówień. Nacisnąłem przycisk numer siedem.

- Do szefa? – zapytał jeden z elfów, odrywając wzrok od jakichś papierów. – Proszę uważać, dzisiaj ma zły humor.

Wysiadłem na ostatnim piętrze i ruszyłem korytarzem do pomieszczenia, które miałem zaznaczone na planie. Tutaj panował spokój. Kilku pracowników chodziło z papierami, ktoś rozmawiał przez telefon.

- Dzień dobry – powiedziała młoda elfka z uśmiechem. – Pan instaluje internet?

- Tak – odpowiedziałem.

- Świetnie, szef nie mógł się już doczekać. Proszę za mną.

Podeszliśmy do masywnych, drewnianych drzwi. Dziewczyna zapukała i nacisnęła klamkę.

- Nie będę już występował w żadnych reklamach! W tym roku nie mam czasu! – dobiegł nas krzyk. – Dobra, muszę kończyć. Zadzwoń jutro.

- Szefie, pan od internetu. – Elfka otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła mnie do środka.

- Witam! Witam! Ho! Ho! Ho! – Mężczyzna wstał zza biurka i rozpostarł szeroko ramiona na znak powitania. – Jestem Święty Mikołaj.

- Trudno nie poznać – przywitałem się. Mężczyzna wyglądał jak Święty Mikołaj. – Ja od internetu.

- Marilka, przynieś nam gorącej czekolady, proszę. Napije się pan? – zapytał.

- Chętnie – odpowiedziałem.

- Proszę, proszę dalej. Mamy gorący okres. Nie nadążamy z wysyłkami, a tu jeszcze jacyś akwizytorzy wydzwaniają – wskazał na telefon.

- Więc to jest ta słynna fabryka Świętego Mikołaja – powiedziałem.

- Jaka tam fabryka. – Mikołaj machnął ręką. – Produkcję już dawno przeniosłem do Azji. Koszty, oczywiście. Tutaj mamy teraz tylko centrum logistyczne. No i oddział pocztowy.

- Myślałem, że to elfy robią zabawki – odparłem zdziwiony.

- Kiedyś tak było, ale zamówień z roku na rok przybywało. Musiałem szukać innych rozwiązań – powiedział i usiadł za biurkiem. – Do tego w Azji i o surowce łatwiej, i ludzie bardziej pracowici. A, no i lepiej się to kalkuluje – dodał, kręcąc młynek kciukami i uciekając wzrokiem.

- Hmm, to może do tego warto pomyśleć o tym, żeby paczki wysyłać pocztą, a nie saniami.

- Mamy umowę z FedEx-em i DHL-em. Renifery są dobre na krótkie dystanse, międzykontynentalnie lepiej wypada samolot. – Uśmiechnął się. – Później oczywiście dostarczamy saniami, żeby było na czas i do skarpety. Wiadomo.

Marilka przyniosła gorąca czekoladę i przez chwilę dmuchaliśmy w kubki.

- Widzisz, pokładam wielką nadzieję w tym szybkim internecie – zaczął Mikołaj. – Mam zamiar całkowicie zmienić system zbierania zamówień i dystrybucji. Cyfryzacja. Internet, który mamy teraz, jest mało stabilny i bardzo wolny.

- Na czym ma polegać ta zmiana? Chcecie odejść od tradycyjnej poczty? – zapytałem.

- Zgadza się – odpowiedział mężczyzna, bawiąc się końcówką brody. – Postawimy serwer. Dzieci będą wypełniać formularz na stronie internetowej i nie będziemy musieli ślęczeć nad niewyraźnym pismem. To jest, wbrew pozorom, duży problem – kontynuował. - Późnej dostajemy listy o treści: „Drogi Święty Mikołaju. W tamtym roku prosiłam o rower, a dostałam sweter. Rower kupiłam już sobie za pieniądze z komunii. W tym roku chcę d$&@er”.

- Czyli goniec Wydziału Przekazywania Listów nie będzie już musiał biegać między biurem a magazynem?

- Oczywiście, informacja dotrze tam automatycznie – odpowiedział, zdejmując czerwoną czapkę. – A, do tego mam zamiar zlikwidować uciążliwą weryfikację w papierowych aktach Wydziału Niegrzecznych Dzieci i potencjalne błędy, które mogą się przy niej zdarzyć. – Mikołaj uciekł wzrokiem.

- Naprawdę wysyłacie dzieciom rózgi? – zapytałem.

- Tak. Nigdy nie dostałeś? – spojrzał na mnie zdziwiony.

- Nie, dosyć szybko przestałem wysyłać listy – odpowiedziałem. - Ciekawa wizja, na pewno zmniejszy panujący tutaj chaos – stwierdziłem.

- A żebyś wiedział, chociaż nie spodziewam się cudów – powiedział Święty Mikołaj. – Chcę też ruszyć z marketingiem, może zrobić jakąś grę komputerową. Jakieś RPG, rzucanie śnieżkami, wyścigi saniami, włamywanie się do domów przez komin. Mam sporo pomysłów. To się może nieźle sprzedać. Czy wiesz, że statystycznie dzieci przestają we mnie wierzyć w wieku ośmiu lat? Myślałem, że reklamy w telewizji z moim udziałem pomogą, ale jednak nie.

- Elfy programiści, to dopiero będzie tutaj chaos.

- Taak, muszę coś wymyślić, ale chyba i tak nie uda się uniknąć zwolnień grupowych... No nic, idę się przejść po zakładzie. Jeśli będziesz mnie potrzebował, to zgłoś się do Marilki. – Poklepał mnie po plecach. – Pomóż mi spełnić dziecięce marzenia! Ho! Ho! Ho!


- Jak panu idzie? - to Marilka weszła do biura.

- Dobrze, już prawie koniec – odpowiedziałem.

- A więc to jest ten światłowód? Myślałam, że jest cieńszy. – Zajrzała mi przez ramię.

- Nie, to jest kabel Ethernet. Światłowody są na dole, w pomieszczeniu technicznym – sprostowałem. - I tak, są cieniutkie. Musicie być tam ostrożni, bo łatwo je uszkodzić. Ale podejrzewam, że niewiele osób ma dostęp do tego pomieszczenia.

- Łatwo je uszkodzić? - zapytała.

- Tak, a jeśli się taki światłowód za bardzo zegnie, to siła sygnału może być słaba.

- I co wtedy? - dopytywała.

- Będzie źle działać.

- Ojej - powiedziała Marilka, a jej oczy rozbłysły promieniem nadziei.

Artykuły z tej kategorii

09 maja 2024
Zdarza się, że pracuję do późna. Z różnych powodów. Ale dzisiaj to już było przegięcie. Splot niefortunnych zdarzeń oraz błędów i brak poczucia czasu w trakcie przerwy spowodowały, że dopiero
07 marca 2024
- I wtedy Deanerys... - Ta białowłosa? – zapytałem. - Tak... – odpowiedział klient. - Przylatuje na smoku. I wtedy... - Niech zgadnę – przerwałem. - Spada, łamie kark i
04 listopada 2023
Stoję przed bramą wjazdową na teren dużego zakładu produkcyjnego w Rovaniemi. Podświetlony na czerwono napis, górujący nad masywnymi kratami, głosi: „Zakłady Ś.W.M. w Rovaniemi HO HO HO”. Do samej bramy

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.