​​​​​​​

​​​​​​​

© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.

Przycisk

Światłowid

Bóg internetu

07 sierpnia 2023

Vincent & Jules

Oda do kawy... wstęp

Siedzę w rogu kanapy ze spuszczoną głową i czuję, że nawet gdybym chciał, to i tak nie jestem zdolny poruszyć żadnym mięśniem. Pomimo otwartych oczu obraz nie jest przesyłany do mózgu. Tak więc siedzę i czekam, aż dotrze tam, gdzie dotrzeć musi i zrobi swoje. W końcu. Mój wzrok staje się ostry, a mgła, która unosiła się przed moimi oczami znika, razem z poczuciem, że chyba jednak jestem upośledzony. Nie ma jak poranna kawa. Ileż to już razy rzucałem w myślach ten nałóg? W myślach, bo nie odważyłem się póki co spróbować. Co ja bym bez niej zrobił? Prawdopodobnie siedziałbym tak cały dzień i wpatrywał się w jakiś punkt daleko na podłodze, pozwalając moim myślom przesuwać się z prędkością 2 kB/s. 

No ale mamy to. Następna faza to delektowanie się smakiem, świadome bycie tu i teraz, tylko z nią, sam na sam. Świat jest piękny, ten wokół mnie, czyli róg kanapy i gorąca kawa. 

W momencie, gdy kubek jest wypełniony już zaledwie w 1/3 i deszcz dudniący o szybę staje się realny, pojawiają się wspomnienia. Walka z mewą w Norwegii, przemyt w Algierii, lekcja tańca w Kolumbii, impreza w USA, nauka targowania w Turcji...

Dochodzi ósma, więc pora się zbierać. Nie wypada się spóźniać więcej niż dziesięć minut. Moja mała przyjaciółka postawiła mnie na nogi, już zapomniałem o porannej melancholii. Wiatr rozgonił chmury i zapowiada się naprawdę ładny dzień. Dojeżdżam na miejsce i nucąc pod nosem, ciągnę graty w stronę pierwszego domu. Motyle buszują wśród kolorowych kwiatów gęsto rosnących wzdłuż wąziutkiego chodniczka, który wijąc się to w lewo, to w prawo łagodnymi łukami, przecina ogród. Krople porannego deszczu mienią się w słońcu, zdobiąc długo nie przycinaną trawę. Naciskam przycisk dzwonka i czekam, uśmiechając się do samego siebie. Ach, świat jest piękny.

Drzwi otwiera postawny mężczyzna.

- Jakiż dzisiaj piękny dzień, ha?! – zaczynam z uśmiechem. – Dzień dobry, ja od internetu.

- Zamknij mordę skurwysynu – odpowiada nieznajomy, łapie mnie dwoma rękami za ramiona i wciąga siłą do środka.

 


 

- Vincent! Vincent! Co tam tak długo robisz do kurwy nędzy?! – dobiegł mnie krzyk z głębi domu.

- Już idę! – odkrzyknął Vincent, facet, który przed chwilą wciągnął mnie siłą do domu i rzucił na podłogę w korytarzu. Teraz klęczał jednym kolanem na moich plecach i mnie przeszukiwał.

- Wstawaj – rozkazał. – Idź.

Wskazał mi drogę do jedynego pokoju, którego drzwi były otwarte. Wepchnął mnie do środka. Gdy przekroczyłem próg, ujrzałem trzech mężczyzn. 

- Coś ty za jeden? – zapytał wysoki facet w garniturze, przeszywając mnie wzrokiem. Nie dało się nie zauważyć, że twarz, włosy i ubranie miał porządnie ubrudzone krwią.

- Spokojnie Jules – odezwał się najstarszy z całej czwórki. – Poznaję tego człowieka. Instalował u mnie światłowód w tamtym tygodniu.

- Pan Wolf – odezwałem  się, przypomniawszy sobie, że rzeczywiście niedawno u niego pracowałem. – Internet hula?

- Mów mi Winston. I to jak. Wnuki są zachwycone – odpowiedział.

- Kurwa. Całkowicie zapomniałem, że dzisiaj rano przychodzi ktoś od internetu – stwierdził  czwarty mężczyzna. Jako jedyny nie miał na sobie garnituru, tylko szlafrok.

- Jimmy, spokojnie. Ile mamy czasu? – powiedział pan Wolf. - Vincent, schowaj broń. Proszę. Jeszcze niechcący kogoś zabijesz.

Vincent schował broń za pasek, uśmiechając się w sposób, który mógł oznaczać, że słowa pana Wolfa miały jakiś podtekst. On również wyglądał, jakby przed chwilą skończył zmianę jako operator gilotyny. 

- Bonnie wraca za 40 minut – odpowiedział Jimmy, który najwidoczniej był właścicielem tego domu. – Będzie zmęczona po nocnej zmianie i na pewno nie może tego zobaczyć. 

- Tak, może być nieobliczalna. Czasu jest niewiele, ale jeśli będziecie robić to, co mówię, to zdążymy. Wy chłopaki wiecie już, co macie robić, więc biegiem do garażu – zakomunikował pan Wolf, który ewidentnie dowodził w tej ekipie. – Jimmy, musimy znaleźć jakieś kołdry i koce, ale najpierw zajmij się panem od internetu. Ile czasu ci to zajmie? – zwrócił  się do mnie.

- Zazwyczaj wychodzi około trzech godzin, ale jeśli trzeba, to spróbuję to zrobić w 30 minut – odpowiedziałem. 

Atmosfera pośpiechu, która panowała w pokoju, wpłynęła na mnie mobilizująco. Niezależnie, czym było zadanie, z którym musieli zmierzyć się ci ludzie, to było ono z pewnością bardzo ważne.

- Nie musisz się spieszyć. Ważne, żeby było porządnie – powiedział pan Wolf. – Prawda Jimmy?

- Zgadza się – powiedział  Jimmy. – Może chcesz napić się kawy? – zapytał mnie.

- Chętnie, dziękuję - odpowiedziałem.

Vincent i Jules poszli do garażu, a ja przyniosłem moje narzędzia, które zostały przed drzwiami. Na ogół nie interesuję się sprawami klientów, a poza tym nie w takich warunkach już pracowałem. Dlatego też wygląd tej dwójki i fakt, że zostałem rzucony na powitanie na glebę, nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Najważniejsze, że klient jest w domu i robota idzie do przodu. Dostałem kubek kawy i razem z Jimmym zaczęliśmy omawiać temat instalacji.

- Zajebista kawa – stwierdziłem.

- Wiem – powiedział Jimmy. 

- Więc gdzie mam doprowadzić kabel?  - zapytałem.

- Widzisz, długo razem z moją żoną się nad tym zastanawialiśmy i myślę , że ostatecznie tutaj. – Wskazał ścianę w salonie.

- Ale na pewno ma pan zgodę żony na to miejsce? – Wolałem się upewnić. – Słyszałem, że może być nieobliczalna. 

- Tak, tak, oczywiście. Nie podjąłbym takiego ryzyka, żeby zmieniać cokolwiek w tym pokoju, bez jej zgody – odpowiedział. - Tak naprawdę to ona wybrała to miejsce. 

- Świetnie, w takim razie mogę zaczynać. 

Gospodarz i pan Wolf chodzili to na górne piętro, to do garażu i w pośpiechu załatwiali temat. Pół godziny później cała czwórka weszła do salonu. Vincent i Jules nie mieli już na sobie garniturów, a krótkie spodenki i T-shirty. Oderwałem się od pracy.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nas tutaj nie było – powiedział pan Wolf.

- Ależ, panie Wolf... – zacząłem.

- Mów mi Winston.

- Oczywiście Winston, ma się rozumieć. Nie moja sprawa – odpowiedziałem.

- W takim razie pora znikać chłopaki – powiedział  Winston. – Jimmy, przepraszamy za kłopot. Miłego dnia.

- Na razie Jimmy – powiedział  Jules. – Dzięki, jestem twoim dłużnikiem. 

- Okej, okej – odpowiedział  Jimmy na pożegnanie.

Dziesięć minut później wróciła Bonnie. 

- Część kochanie, jak było w pracy? -  Jimmy powitał żonę.

- Bardzo ciężko, padam z nóg – odpowiedziała  Bonnie, machając do mnie na powitanie. – Ten pacjent, o którym ci mówiłam wczoraj, znowu zrobił awanturę. A oddziałowa jeszcze się na nas za to wydarła. Najchętniej bym ją zabiła – kontynuowała. – Zrobię sobie coś do jedzenia i idę spać. Ty dzisiaj pracujesz, Jimmy?

- Nie, dzisiaj mam wolne. Wszyscy w firmie powiedzieli... 

- Co to jest? – przerwała mu, pokazując coś, co leżało na blacie kuchennym.

- Kawałek kurczaka... – odpowiedział  Jimmy i wyrzucił to coś do kosza.

- Jadłeś kurczaka na śniadanie? - zapytała Bonnie.

- Tak, trochę. 

- A to? Krew? – zapytała, znowu pokazując na blat.

- Yyy, nie... – zaczął odpowiadać Jimmy.

- Tak, to musi być moja krew, przeciąłem się. Ale to nic takiego – wszedłem mu w słowo, pokazując z daleka palec, który przed chwilą owinąłem chusteczką. Na wszelki wypadek lekko naciąłem go nożem. 

- Ojej, pokaż mi to. Głęboko? – Podeszła do mnie i złapała mnie za rękę, zanim zdążyłem zaoponować. – No rzeczywiście, nic wielkiego. Zaraz ci dam jakiś plaster.

Spojrzeliśmy na siebie z Jimmym. Wydawało mi się, że słyszę bicie jego serca, chociaż dzieliło nas co najmniej sześć metrów. Zajął się myciem blatu, a Bonnie po chwili przyniosła mi plaster. 

- Chyba jednak idę prosto do łóżka – powiedziała. – Ci pacjenci mnie wykończą - dodała i poszła na górę.

Jimmy wypuścił powietrze z ust i stanął z wiaderkiem i szmatą pośrodku pokoju.

- Jules, ty skurwysynu – wyszeptał do siebie i zaczął dokładnie oglądać wszystkie ściany, meble i przedmioty.

Artykuły z tej kategorii

09 maja 2024
Zdarza się, że pracuję do późna. Z różnych powodów. Ale dzisiaj to już było przegięcie. Splot niefortunnych zdarzeń oraz błędów i brak poczucia czasu w trakcie przerwy spowodowały, że dopiero
07 marca 2024
- I wtedy Deanerys... - Ta białowłosa? – zapytałem. - Tak... – odpowiedział klient. - Przylatuje na smoku. I wtedy... - Niech zgadnę – przerwałem. - Spada, łamie kark i
04 listopada 2023
Stoję przed bramą wjazdową na teren dużego zakładu produkcyjnego w Rovaniemi. Podświetlony na czerwono napis, górujący nad masywnymi kratami, głosi: „Zakłady Ś.W.M. w Rovaniemi HO HO HO”. Do samej bramy

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.