© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.
Światłowid
Bóg internetu
- Kiedyś się nad tym zastanawiałem, ale już mam to gdzieś – powiedział klient.
- Mam podobnie. Szkoda tylko, że nie uczymy się na błędach starszych pokoleń – odpowiedziałem.
- Ta, po prostu oni też już dawno mają wyjebane. A my z nimi nie rozmawiamy – podsumował.
Właśnie kończyłem instalację i luźno rozmawiałem z klientem. Miły ziomek, bardzo zainteresowany tym co robię. Puścił relaksującą hiszpańską muzykę, więc siłą rzeczy pracowałem dosyć wolno. Wyobrażałem sobie, że siedzimy w wąskiej uliczce i celebrujemy życie, pijąc kawę i rozmawiając na różne tematy. Słońce właśnie zaszło, ale wieczór jest ciepły. Miasto tętni życiem. I jutro też tak będzie, i pojutrze, i za tydzień.
- A dziewczyny? No wiesz. Miałeś kiedyś tak, że drzwi otwiera super laska w bikini? – zadał pytanie klient. – Albo pracujesz, pracujesz, i nagle ona krzyczy z łazienki, żebyś jej pomógł. Idziesz, a tam się okazuje, że utknęła w pralce. No i wtedy...
- No wiesz, oczywiście co jakiś czas...
JEB!
POLICJA! NA ZIEMIĘ! NA ZIEMIĘ KURWA! NIE RUSZAĆ SIĘ! POLICJA!
W ciągu kilkunastu sekund, które upłynęły od momentu gdy przestałem mówić, do momentu, gdy leżałem przyciśnięty do podłogi zdążyłem zauważyć jedynie to, że:
Policja wyważyła drzwi.
Klient został złapany w momencie, gdy jedną nogę miał na oparciu wersalki, a drugą za oknem.
Zapomniałem zamknąć silikon i całkiem sporo wypłynęło na panele.
Pod szafką leżał pilot do telewizora, którego szukaliśmy.
Zostaliśmy skuci, sprawdzeni i posadzeni na wersalce. Zrobiło się ciszej. Trzech zamaskowanych antyterrorystów z bronią w rękach stało przed nami. Po chwili dołączyło jeszcze dwóch, najwidoczniej skończyli przeszukiwać kuchnię i łazienkę. Zaraz za nimi pojawiło się jeszcze dwóch, bez kominiarek.
- To ten – powiedział jeden z nich, wskazując na klienta.
- A ty kto? – zapytał mnie drugi i otworzył portfel, który wyciągnął wcześniej z mojej kieszeni.
- Ja od internetu. W pracy jestem – odpowiedziałem.
- W pracy? To się nazywa być w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie – powiedział pierwszy. – No cóż, dzisiaj robisz nadgodziny, będziemy musieli cię przesłuchać.
- Chcąc nie chcąc, zastaliśmy cię u groźnego przestępcy, poszukiwanego listem gończym – dodał drugi.
Spojrzałem na klienta. Uśmiechał się lekko i wpatrywał w ścianę naprzeciwko siebie. Wydawał się być wręcz zrelaksowany.
- Mogę chociaż dokończyć? – zapytałem. – Potrzebuje tylko dziesięć minut. Nie lubię zostawiać niedokończonej roboty.
- No dobra, sprężaj się – zadecydował ten pierwszy i rozkuł mnie. – A ty się nie ciesz, grube betonowe ściany dobrze tłumią sygnał, a kraty działają jak klatka Faradaya. Nici z nowego internetu. – zwrócił się do klienta.
- Okej, gotowe – powiedziałem wstając z podłogi.
- Ale, czekaj. Musisz dokończyć tą historię. Jak to było z tą mewą? – zapytał pierwszy. Od dwudziestu minut wszyscy rozmawialiśmy na różne tematy. - Po prostu cię osrała?
- Mewami. Było ich więcej – odpowiedziałem. – Nie tylko to. Ślad mam do dzisiaj.
- Wyruchała cię? – zapytał trzeci.
- Ugryzła? – zgadywał klient.
- Coś pomiędzy. – Postanowiłem zakończyć historię. – Dziobnęła mnie w dupę.
HAHAHAHA
Wszyscy śmiali się co najmniej przez minutę. Ja razem z nimi, ale jednocześnie odruchowo masowałem tyłek.
- To jest hasło, ale jeśli chcesz, mogę zmienić na coś łatwiejszego do zapamiętania – zwróciłem się do klienta.
- Ta, lepiej mu to zmień, żeby przez te kilka lat nie zapomniał, hehehe. – wszyscy się zaśmiewali żartem drugiego.
- Już wam mówiłem, że ogólnie pamięć mam dobrą. Nie wiedziałem, że jestem tutaj poszukiwany – bronił się klient.
- No ale iść na wybory za granicą, z własnym dowodem... – szyderczo szczerzył zęby pierwszy.
- Hasło niech będzie „BabaJaga” – powiedział klient.
- Muszą być cyfry – powiedziałem.
- No to „BabaJaga123” – zdecydował klient, przekrzykując panującą wrzawę.
- Dobra chłopaki, zostajemy przeszukać mieszkanie, a wy się z nimi zabierajcie. Koniec imprezy – zawyrokował pierwszy. – A ty masz prawo milczeć, ale na ile cię zdążyłem poznać, to raczej nie będziesz, hehe – powiedział do klienta.
Prowadzeni przez policjantów wyszliśmy na zewnątrz, prosto w objęcia dusznego wieczoru. Pomimo, że w Bangkoku jest raczej tłoczno, to na ulicy nie było żywej duszy. Pewnie policja zamknęła ulicę. Zapach brudnego miasta powoli ustępował, dzięki coraz mocniejszym podmuchom wiatru. Zanosiło się na deszcz. Na zewnątrz stały dwie lodówy.
- Za co tak w ogóle cię zamykają? – zapytałem korzystając z tego, że na chwilę się zatrzymaliśmy.
- Ach, nie mamy już czasu na opowieści. W skrócie, jestem niegroźnym hobbystą zakochanym w militariach – odpowiedział klient.
- Chyba niebezpiecznym przestępcą, zarabiającym na handlu bronią – rzucił przez ramię drugi.
– Ale wiesz co? Nie żałuję. Jutro mają podać wyniki wyborów. Wierzę, że mój głos miał znaczenie – dodał klient. – Biznes biznesem, ale powiem ci, że trzeba coś zmienić. Bardziej się otworzyć na świat.
- Z pewnością – powiedziałem.
- Dobra! – krzyknął drugi. – Baba Jaga, ty do tego. Złota rączka, ty do tego.
- Myślę, że jeszcze się spotkamy – powiedział na pożegnanie klient.
- Jak się nazywasz? – zapytałem.
- Wiktor.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium