© Copyright by boginternetu.pl 2023. All rights reserved.
Światłowid
Bóg internetu
Siedzę w rogu kanapy ze spuszczoną głową i czuję, że nawet gdybym chciał, to i tak nie jestem zdolny poruszyć żadnym mięśniem. Pomimo otwartych oczu, obraz nie jest przesyłany do mózgu. Tak więc siedzę i czekam, aż dotrze tam, gdzie dotrzeć musi i zrobi swoje. W końcu. Mój wzrok staje się ostry, a mgła, która unosiła się przed moimi oczami, znika razem z poczuciem, że chyba jednak jestem upośledzony. Nie ma jak poranna kawa. Ileż to już razy rzucałem w myślach ten nałóg? W myślach, bo nie odważyłem się póki co spróbować. Co ja bym bez niej zrobił? Prawdopodobnie siedziałbym tak cały dzień i wpatrywał się w jakiś punkt daleko na podłodze, pozwalając moim myślom przesuwać się z prędkością 2 kB/s.
No ale mamy to. Następna faza to delektowanie się smakiem, świadome bycie tu i teraz, tylko z nią, sam na sam. Świat jest piękny, ten wokół mnie, czyli róg kanapy i gorąca kawa.
W momencie, gdy kubek jest wypełniony już zaledwie w 1/3 i deszcz dudniący o szybę staje się realny, pojawiają się wspomnienia. Walka z mewą w Norwegii, przemyt w Algierii, lekcja tańca w Kolumbii, impreza w USA, nauka targowania w Turcji...
Dochodzi ósma, więc pora się zbierać. Nie wypada się spóźniać więcej niż dziesięć minut. Moja mała przyjaciółka postawiła mnie na nogi, już zapomniałem o porannej melancholii. Wiatr rozgonił chmury i zapowiada się naprawdę ładny dzień. Dojeżdżam na miejsce i nucąc pod nosem, ciągnę graty w stronę pierwszego domu. Motyle buszują wśród kolorowych kwiatów, gęsto rosnących wzdłuż wąziutkiego chodniczka, który wijąc się to w lewo, to w prawo, łagodnymi łukami przecina ogród. Krople porannego deszczu mienią się w słońcu, zdobiąc długo nie przycinaną trawę. Naciskam przycisk dzwonka i czekam uśmiechając się do samego siebie. Ach, świat jest piękny.
Drzwi otwiera postawny mężczyzna.
- Jakiż dzisiaj piękny dzień, ha?! – zaczynam, uśmiechając się. – Dzień dobry, ja od internetu.
- Zamknij mordę skurwysynu – odpowiada nieznajomy, łapie mnie dwoma rękami za ramiona i wciąga siłą do środka.
To jest wstęp do opowiadania Vincent & Jules.
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium